Nocleg: Camping Marina di Roma
O 8.00 rano budzik próbuje mnie postawić na nogi ? nic z tego. Pogoda w komórce nie zachęca do zwiedzania Rzymu. O 9.00 syn na nas wskakuje. A jednak jedziemy do Wiecznego Miasta. Wyruszamy chwilę po 12.00, by po 40 minutach jazdy być już pod piramidą. Chwilę szukamy miejsca, parkujemy, żona prawie urywa drzwi o skuter. Płacę 4EU za 8 godzin parkowania i idziemy w kierunku Koloseum.
Najpierw widzimy Palatyn, potem akwedukt, jest i Koloseum! Syn wniebowzięty. Teraz kolej odstać swoje w kolejce do kasy. Przed Koloseum idzie szybko, w środku – zwalnia. Chyba po godzinie stania kupujemy bilety i rozpoczynamy zwiedzanie. Góra – to sklepy, dół – walka playmobików i zakup ciekawych książek i już miejsce zwiedzone :). Zadziwiające, że odbywały się tu nie tylko walki gladiatorów, ale tez bitwy morskie z najprawdziwszymi statkami i areną wypełnioną wodą.
Po wyjściu z Koloseum syn foci się za 5EU z Legionistami i kupuje zbroję gladiatora.
Teraz pora na Forum Romanum. Znowu zwiedzamy, walczymy, jemy itp. Wychodząc z forum kupujemy lody i wodę. Kolejny postój na Placu Weneckim przy grobie nieznanego żołnierza. Teraz obchodzimy Kapitol, Circus Maximus słynny z wyścigów rydwanów, po czym kierujemy się na obiad. Co ciekawe, nie udaje nam się odnaleźć pomnika Juliusza Cezara, mimo że musieliśmy go minąć gdzieś po drodze.
Powrót do auta jest szybki, fotografujemy piramidę i ledwo uciekamy przed burzą. Uff, nie zmoczyło nas. Leje, są korki – a jest po 19.00 – i wypadki po drodze. 40 minut później jesteśmy na kempingu. Jeszcze drobne zakupy i już jesteśmy w przyczepie.
PS. Chyba za dużo piję, bo widzę skaczące po kempingu zające. Uff, syn potwierdził, że też je widział. Czyli nie jest ze mną bardzo źle, mimo odnalezienia dna w butelce. 😛