Dziś miało strasznie padać, dlatego wybraliśmy krótką trasę – Piecky. Najpierw pojechaliśmy autem do innego wejścia, by po chwili rozpocząć zwiedzanie wąwozu, którego główną atrakcją były wapienne białe kamienie i ponad ośmio metrowe drabiny. Pogoda się nie sprawdziła i szliśmy pustym jarem w słońcu. Drabiny na trasie okazały się wysokie i wymagały silnej woli, by je pokonać. Po dotarciu do końca wąwozu musieliśmy wrócić do auta. Nie jest to łatwe, gdy droga jest monotonna i nic się nie dzieje. Pod koniec zaczęło padać. Na szczęście byliśmy prawie na parkingu. Tym razem wycieczka miała 12 kilometrów i trwała 4 godziny, pokonaliśmy prawie 500 metrów w pionie.
W wielkim deszczu dojechaliśmy autem do Popradu, gdzie zrobiliśmy małe zakupy i wróciliśmy na kemping. Tu zjedliśmy wielki obiad. Po nim syn się prawie godzinę trampolinował, a my – odpoczywaliśmy.