Pierwszy dzień na nartach

Wstać rano nie jest łatwo, po śniadaniu i wielu problemach z ubiorem (ocieplacze, okulary itp.) wyruszamy na stok.

Mimo niedzieli tłoku nie ma, stoki świetnie przygotowane (przez cały dzień zero muld), pogoda idealna. Nic tylko jeździć. Po kilku zapoznawczych zjazdach udało nam się znaleźć wyciąg, do którego musieliśmy stać w 5min kolejce.

Po drugiej stronie ośrodka podobne pustki, śniegu jest więcej niż rok temu, ale że to jest jeszcze niski sezon, to nie wszystkie trasy są otwarte – trochę szkoda.

Chwilę po 13 wracamy do hotelu na lunch, który mamy w cenie. Smaczne penne z ragu i lody na deser.

Drugą część dnia spędzamy na zapoznaniu się z gigantowymi nartami. Dla mnie to pierwszy raz z tak twardymi i długimi nartami. Po kilku zjazdach pod okiem fachowca zaczynam łapać o co chodzi, szkoda tylko że moje uda nie chcą dalej jeździć.

Pierwszy dzień kończymy zatem po przejechaniu 46km podczas 20 zjazdów. Teraz pozostało nam czekać na pyszną obiadokolacje.