San Pellegrino na koniec

Ostatni dzień wyjazdu postanawiamy spędzić na stokach pod hotelem. Na szczęście dziś nie ma mgły i ma nie padać, ale trasy po nocy znowu są zaśnieżone. Chwilę po 10.00 jesteśmy pod wyciągiem, tu jeszcze jest spokojnie. Niestety po wjechaniu na górę odkrywamy straszny wiatr. Znośne -5C na dole, tu zamienia się w -15C. Po zjeździe wracam do hotelu włożyć coś pod kask. Po kilku zjazdach postanawiamy pojechać w kierunku Falcade – tam może nie będzie tak czuć wiatru.

Było ciut lepiej, ludzi też jakby mniej, czasem byliśmy sami na stoku…

Zaczęło się przejaśniać, gdy wracaliśmy na obiad. W hotelu odzyskaliśmy czucie w rękach i po obiedzie wróciliśmy na stok. Jeździliśmy już tylko kanapą z osłoną przed wiatrem, bo pomimo słońca temperatura wciąż spadała. Na górze jakiekolwiek zdjęcie rękawiczki na dłuższą chwilę groziło odmrożeniem. Co ciekawe, warunki na trasie przy takiej pogodzie były bardzo dobre. Nie daliśmy rady jedzic do 16.00, mimo to przejechaliśmy dziś 49km.

Po kolejnym dziś przywróceniu temperatury ciała do 36,6C zaczęliśmy pakowanie – jutro wracamy.