Śniadanie było od 8:00, więc za długo nie pospaliśmy. Na parkingu pod wyciągiem byliśmy po 9:00, a pierwsze zjazdy zaczęliśmy 30 minut później. Oczywiście na górze mgła była taka, że można było ją nożem kroić, ale co to dla nas 😉 Po pierwszych zapoznawczych zjazdach, postanowiliśmy wykorzystać sztruks na szerokiej niebieskiej i nie wiadomo jak pobiłem rekord prędkości – 78km/h.
W południe spotkaliśmy się z oddziałem biegowym i wspólnie coś zjedliśmy w knajpie przy stoku. Niestety po 15:00 przypomniały o sobie nasze mięśnie i ograniczyliśmy prędkości zjazdów, a także zwiększyliśmy ilość postojów do 2 na 2km trasie. Do auta dotarliśmy chwilę przed zamknięciem wyciągów (16:00). Przejechaliśmy dziś ponad 40km w niecałe 90min (same zjazdy) 😉
Po dotarciu do hotelu mieliśmy drobny problem z wejściem, bo oddział biegowy zasnął po pokonaniu ponad 130 pięter przewyższenia na nartach…
Obiad o 18 pozwolił nam podładować baterie, dzięki czemu już o 20:00 szukaliśmy otwartej pizzerii dla syna w Jilemnicach. Dla informacji – pizza jest w budynku basenu (nam szukanie jej zajęło prawie pół godziny).
Powrót do hotelu odbył się w ramach „Polak wie lepiej” bez łańcuchów na kołach i oczywiście 30 minut przed hotelem zakończył się pokornym ich zakładaniem (poszło całkiem szybko).