Dziś zwiedzaliśmy najstarszą część miasta, zaczęliśmy od Katedry gdzie po dziś dzień hodowane są gęsi. Po drodze widzieliśmy pozostałości rzymskuego akweduktu, następnie byliśmy przed pałacem Katalońskiego rządu. Widzieliśmy też pełen ludzi targ Boqueria, ale my woleliśmy udać się po xurosy 🙂
Następnie pojechaliśmy metrem pod wzgórze Mountjuic, gdzie zwiedziliśmy teren wystawy światowej, igrzysk olimpijskich i podziwialiśmy panoramę miasta.
Wracając do hotelu pojechaliśmy (już sami) pod wzgórze Tibidabo, gdzie zjedliśmy pyszny azjatycką obiad.
Celem wieczornego spaceru było obejrzenie Mirador Torre Glòries, przy okazji zobaczyliśmy centrum handlowe bez dachu, teatr narodowy i kolejny targ (nowoczesny, kryty, wielkości stadionu pilkarskiego).
Na kolację zjedliśmy górę tapas i popijaliśmy je sangrią. Dzień kończymy z 26.000 kroków.
Ps tu ciężko uwierzyć że to już listopad – może nie ma codziennie pełnego słońca, ale 20C za dnia i 17C nocą jest tu cały czas. Na dodatek z uwagi na położenie (morze i góry) prognozowanie pogody dla miasta to jedna wielka loteria. Parasole póki co się nie przydały.