Kolejny dzień zwiedzania zaczynamy o 8.30. Mamy drobne problemy na dworcu, bo zabrakło biletów dla grupy. Ogólnie jest to powszechny problem, bo Paryż rezygnuje z jednorazowych biletów kartonikowych, da się je jeszcze gdzieniegdzie kupić, ale nie jest to łatwe. W zamian będą bilety ładowane na kartę i wszystko jest ok, jeśli się tu mieszka, natomiast to nie jest idealne rozwiązanie dla turystów, bo nie mają oni kart. Zakup 10 kart zajął nam dodatkowo 30 minut. Jako że zakup był na biuro, to pani ręcznie wystawiała odpowiednik faktury…. Miała już nas dość, tak samo jak mega kolejka za nami…
Zwiedzanie zaczynamy od Muzeum Impresjonistów Orsay. Tu też nasz przewodnik musiał się napracować, by wpuścili nas „poza kolejnością”, bo początkowo obsługa chciała nas wepchnąć do zwykłej kolejki… (pewnie ze 2h stania). Osobiście uważam, że było ciekawiej niż w Luwrze, dodatkowo mają pyszną kafejkę na poziomie 0 (polecam słodką bagietkę z łososiem). Z muzeum wychodzimy ze sztuką – reprodukcja jednego z tutejszych obrazów Moneta.
Z muzeum idziemy na plac Vendome, przy którym mieszkał Chopin, oglądamy Operę (my już tu byliśmy sami dwa dni temu). Kolejny punkt zwiedzania to muzeum perfum Fragonard ze sklepem. Paryskie zapachy do nas widocznie nie przemawiają (ceny 30 – 120 eu za flakon).
W okolicy Notre-Dame mamy przerwę obiadową, włoska kuchnia w wykonaniu Francuzów to nie jest to, co powala podniebienie 😉 Najedzeni, metrem jedziemy pod łuk triumfalny i na Champs-Elysses. Tu o 20.00 kończy się zwiedzanie i grupa wraca do hotelu, ale nie my…
Jako że koło 21.00 jest zachód słońca, to wiemy, że uruchomią oświetlenie na wieży Eiffla, dlatego postanawiamy zrobić sobie spacerek w jej okolice. Idziemy na Plac Inwalidów, gdzie oglądamy z zewnątrz miejsce pochówku Napoleona (co ciekawe w pobliskim parku żyją tam swobodnie zające). Na Polach Marsowych są jeszcze pozostałości po olimpiadzie, ale im bliżej wieży, tym robi się coraz bardziej imprezowo. Jako że docieramy do punku z dobrym widokiem na Żelazną Damę o 21:40, postanawiamy poczekać na pełną godzinę, by zobaczyć 5 minutowy pokaz świateł. Ma to niestety swoją cenę, bo do hotelu będziemy musieli wracać dłuższą trasą (naszą kolejkę remontują w godzinach 22:30 – 6:00). Pokaz nas nie zachwycił. Wraz z tłumem idziemy do metra, po kilku stacjach przesiadamy się do kolejnego metra i jedziemy nim do końca. Z Placu 8 maja mamy jeszcze ok 3km do hotelu, które musimy pokonać pieszo. Mimo że jest po 23.00, to na ulicach jest sporo osób.
W pewnym momencie trafiamy do innego świata: współczesne paryskie kurtyzany, slumsy. Nie powiem, robi to na nas wrażenie. Z drugiej strony to nie jest tak, że nagle wszyscy się na nas rzucili jak zombi w grach. Przeszliśmy ten teren bez problemu. Jeszcze przed hotelem, prawie przed północą, dzieci postanowiły wstąpić do na indyjską strawę. Do hotelu docieramy po północy. Dobrze, że jutro wstajemy później. Wskaźniki pokazały 35000 kroków.










Dodaj komentarz