Wstaliśmy przed 5:00, na lotnisku byliśmy 5:40, stojąc w kolejce do nadania bagażu zostaliśmy poproszeni do wejścia biznesowego 😀. Dzięki temu mieliśmy sporo czasu na zjedzenie śniadania. O 7:30 odlatujemy rejsowym „lotem” i po chwili jesteśmy nad chmurami, gdzieś za Częstochową się przejaśnia i mogę podziwiać świat z poziomu +10.000m 🙂 Alpy robią wrażenie, Marsylia też. W Barcelonie jesteśmy 30min przed czasem. Lotnisko jest olbrzymie i dojście po bagaż zajmuje ok 10min. Tu spotykamy się z naszą opiekunką z Itaki by po 30min jazdy autokarem przejść do hotelu.
Po zameldowaniu przed 13 wyruszmy na krótki rekonesans – bakomat. Przypadkiem odkrywamy metro (ale jak się później okazało to był pociąg). Dojeżdżamy na ostatnią stacje (plac kataloński) i idziemy szukać jedzenia.
Próbujemy miejscowych pierożkow, ale to nie to. W parku spotykamy gołębie i papugi! Które jedzą z ręki. Wreszcie trafiamy na kuchnie azjatycką i w ciekawej restauracji „Udon” najadamy się do syta.
Następnie idziemy na plażę, potem gubimy się w porcie, testujemy ” kurosy” (bardzo dobre). I udajemy się do Muzeum Picassa.
W Barcelonie dopiero koło 18 robi się ciemno, zatem zwiedzamy do oporu. Przy stacji metra wchodzimy do domu handlowego (coś jak kiedyś u nas smyk) i poddajemy się po wjechaniu na 7 piętro…
Chcąc wrócić do domu schodzimy na stację metra, ale tu mimo kupienia biletów nie ma naszej linii. Dzięki pomocy obsługi dowiadujemy się gdzie mamy iść. Tu niestety pojawia się kolejny problem. Nasze bilety nie działają. Winny jest… pociąg. Tak w Barcelonue jest metro i podziemne pociągi które nie mają wspólnego biletu… Ta nauka kosztowała mas 7eu.
W hotelu odpoczywamy, uczymy się i po 21 ruszamy na kolację. Wychodząc z hotelu witamy się z deszczem. Potem szukamy czegoś dobrego do jedzenia. Kończymy w Pizza & Wine 😀
Do hotelu wracamy przed 23:00 z prawie 30.000 kroków w nogach.