Siga, siga*

Dziś ostatni raz musieliśmy rano wstać, już o 7:00 byliśmy na śniadaniu. Pół godziny później byliśmy już w autokarze.

Trochę przed 9:00 byliśmy już na lotnisku, tu trochę potrwało, zanim zrozumieliśmy, do którego stanowiska mamy iść… i się zaczęło. Check-in otworzyli o 9:00. Godzinę później nadal staliśmy w kolejce. Grecy najwyraźniej stwierdzili, że jedna osoba odprawi cały samolot! Jak wreszcie dotarliśmy zdać bagaże, to chyba zrozumieli swój błąd i otworzyli kolejne dwa okienka (za nami było jeszcze sporo ludzi).

Na szczęście dalej poszło już nam sprawnie i o 10:40 byliśmy w samolocie. Niestety był to pierwszy transport do samolotu. Finalnie odlecieliśmy z 45 minutowym opóźnieniem.

Przelatując, udało nam się ustrzelić komórką Tatry. Do domu dotarliśmy chwilę po 14:00 (czasu miejscowego) i tak zakończyliśmy nasze pierwsze tegoroczne wakacje.

*- zaraz, zaraz. Najczęstsze powiedzonko Greków, który nigdy się nie spieszą, zawsze mają czas, niczym się nie przejmują, bo przecież zawsze jakoś to będzie.