Po „wspaniałych” mistrzostwach Polski w biathlonie udaliśmy się sami pobiegać.
Dziś padło na Jizerkę, niestety, a może i stety już w Horni Polubny miejscowa straż miejska kierowała ruchem na pozostałe wolne parkingi. Co ciekawe, od tych parkingów prowadził wytyczony ratrakiem ślad na samą Jizerkę. No i tak poczłapaliśmy sobie w znanym nam z zeszłego roku kierunku. Pogoda dopisała, trasa raczej też, ludzi od groma. Na miejscu zjedliśmy co nieco i postanowiliśmy, nie szalejąc, wracać do auta.
Przy samym końcu naszej dzisiejszej wędrówki była sobie górka… Mysz zeszła bezpiecznie z aparatem, Kret miał zjechać… Fantazja go jednak poniosła :D. Ale cóż, nadal żyję i jestem o,dziwo w jednym kawałku. Narty całe, tylko kijki… już nie są idealnie proste 😀
Noc będzie zimna, bo gwiazd na niebie że hoho.