Hotel opuszczamy o 10:30, prawie wszystko poszło idealnie (nawet szlaban w garażu nas wypuścił), tylko ja miałem problem z krwotokiem z nosa, który nie chciał się skończyć.
Niedzielna jazda ma swoje plusy – brak tirów i mniejszy ruch na drogach. Wiedeń opuszczamy szybko, na granicy z Czechami nie ma korków. Przerwę na posiłek robimy sobie pod Brnem. W Czechach sklepy są otwarte w niedzielę, dzięki czemu robimy także małe zakupy do Polski. Tu niestety znowu odzywa się mój nos (trzeba było nie dźwigać zakupów).
Polska wita nas opadami, pod Częstochową jedziemy w sporej burzy. Kolejną spotykamy pod Piotrkowem, tu też robimy postój w KFC. W Warszawie jesteśmy chwilę przed 19:30. Jeszcze tylko paczkomat i chwilę po 20:00 docieramy do domu.



Dodaj komentarz