Wstaliśmy o 8, a już o 9 opuszczaliśmy kemping. Prosty plan jazdy mapy google wybiły nam z głowy – na granicy jest co najmniej godzina stania…
Po analizie, wyszło nam że możemy jechać na Lublane i dzięki temu ominiemy nie tylko Zagrzeb ale i Karlovac. Plan wypalił, ale jechaliśmy jakby przez polne drogi w Bieszczadach
Autostrady w Chorwacji pokonujemy sprawnie, ale oczywiście nie obyło się bez korka (przed zadatek jakieś 15min) i co najgorsze nie wiadomo z czego on powstał.
Zjazd w Splicie był inny niż 15 lat tu, dodatkowo dogoniliśmy niezłą burzę zega piorunami która wznieciła pożar na szczycie góry blisko drogi. Po opłacaniu 230kun za autostradę, przejechaliśmy sprawnie przez Split i ostatnie 17km jazdy odbyło się wzdłuż morza (stara magistrala adriatycka). 50km/h pełno ludzi i aut zaparkowanych gdzie popadnie.
Na kempingu docieramy około 17, tu nie ma śladu po burzy, jest za to 37C… Ostatnie wolne miejsce rezerwowaliśmy pod koniec maja, opłaciło się bo podczas meldowania obsługa odsyłała przybywających bez rezerwacji. Mamy spore miejsce dość blisko sanitariatów z mrówkami nieopodal 😉.
Po zwiedzeniu zjedliśmy coś w restauracji na kempingu. Pizza, sałatka, dwa piwa i sok to wydatek ok 220kun.
Wieczorem wybraliśmy się do miasta. Dawno nie byliśmy wśród takich tłumów, Omis trochę się zmienił przez 15 lat, ceny też – jest drogo.
Nocą zrywa się straszy wiatr i nie daje spać… Teraz czas na wypoczynek.
Ten wiatr to może już bora 😉
Wiele lat temu bora na kempingu w Omisiu porwała mi namiot przy Niewiadówce 😉 Nie znałem jeszcze pasów sztormowych…
Czekam na relację z pływania.
To nie była Bora, wiatr ucichł przed południem. Pogoda został bez zmian.