Wstaliśmy nieco wcześniej niż zwykle, bo pociag w drugą stronę odchodził wcześniej.  Chłopaki zabrali mnie pokazać mi Kronplatz. Okazało się, że przy okazji mogę też odwiedzić Muzeum Messnera. Na górze było słońce jak z folderów – 10 godzin grzania dziennie, już o tej porze roku.

Potem rozpoczęłam samodzielną wyprawę. Niestety było już nie za wcześnie, co oznacza, że w części dolin panował cień. Zachęcona wczorajszym dniem, próbowałam przejść do kolejnego jeziorka, niestety droga prowadziła ciągle pod górę, a gdy już byłam blisko celu, okazało się, że można do niego dojść z buta, ale zajmue to prawie 1,5 godziny w jedną stronę. Zrezygnowałam, bo było za późno. Może kiedyś odwiedzę jeszcze Perłę Dolomitów…

Droga powrotna była pełna wspaniałych widoków, które lepiej prezentowałyby się na zdjęciach jakieś 2 godziny wcześniej. Na Nordic Arenę dotarłam niemal o czasie zamknięcia, czyli o 16.58. Potem udało się dotrzeć do zajechanych chłopaków. Tak upłynął drugi dzień korzystania z uroków Drei Zinnen…