Na koniec zostawiliśmy sobie prostą feratę z pięknymi widokami i długim podejściem. Mieliśmy wyjechać o 10 i prawie by się udało gdyby nie to że zapomniałem zegarka i musieliśmy zawrócić na kemping.
O jedenastej dwadzieścia wyruszyliśmy z parkingu w kierunku szczytu Cima Capi, po drodze mieliśmy zaliczyć umocnenie z 1 pierwszej wojny światowej i po feracie Fausto Susatti dotrzeć na szczyt po ok 3h. Upał był straszny, z drugiej strony po 14:00 straszyli deszczem. Finalnie na szczycie byliśmy około 14:30. Dalej miało być już w dół, oczywiście włoskie w dół okazało się mocno w górę, potem trafiliśmy na umocnienia z WWI i kolejną feratę Mario Foletti, w miejscu odpoczynku była woda, ale nie była ona zdatna do picia. My mimo zabrania 5l wody nie mieliśmy już co pić..
Na szczęście 40min później zeszliśmy do miasta i w miejscowym barze się napoiliśmy. Co ciekawe spotkaliśmy też zapowiadany deszcz 🙂 Chwilę po 17 dotarliśmy do auta i zakończyliśmy naszą feratową przygodę na tym wyjeździe.