Dzisiejsza pogoda nie rozpieszczała od rana. Miało być mgliście do 12.00, niestety w naszej dolinie im niżej schodziłam, tym było gorzej. W dodatku temperatura na plusie też nie ułatwiała sprawy… Najwięcej czasu spędziłam w Canazei i to był dobry wybór – najlepsze ścieżki i najlepsze widoki.
Potem poszłam boczną Marcialongą, coraz bardziej zatapiając się we mgle. Na końcowym odcinku coś mnie podkorciło i wlazłam na Vigo di Fassa, zamiast podążyć znanym szlakiem do Soragi. Zjazdy okazały się zbyt ostre, więc zamiast nartowania było męczące schodzenie.
W Moenie, jak to w Moenie – odwilż zapewniona i mokre buty też. Na szczęście chłopaki mnie zwinęli, wracając ze stoku. Tym razem busik nie przyjechał na czas.