Podczas pobytu w hotelu Pizboe mieliśmy wykupione posiłki. Dzięki temu wiemy, że podstawą porannego żywienia Włochów na pewno nie jest typowe europejskie śniadanie. Z rana je się dużo słodyczy. Królują ciepłe croissanty nadziewane lub nie, tarty z marmoladą, czekoladą i inne typy ciasta : marchewkowe, czekoladowe, cytrynowe…
Podczas śniadania w formie szwedzkiego stołu dominują słodkości. W malutkim zakątku można było dostać trochę wędliny i sera, bułek czy jajecznicy. Był też kisz czy tosty. Warzyw Włosi nie uznają, chyba że do obiadu.
Obiadokolacja była dopiero od 19.00. Dla nas bywał to czas trudny do przetrwania. Często meldowaliśmy się na jedzeniu jako pierwsi. Na przystawkę szło zwykle risotto, czasem lazania czy jakieś inne gnocchi (ze szpinakiem) czy ravioli (z pokrzywą). Chyba ze dwa razy było coś a’la spaghetti. Kolejne danie to zwykle jakieś tłuste, sycące mięso – kurczaka nie zaznaliśmy, za to jagnięcina, wieprzowina są w cenie. Pojawiały się też owoce morza czy różne ryby (od dorady po żabnicę, zwaną diabłem morskim).
Do tego podawano frytki, pieczone ziemniaki, poletę (włoską mamałygę), smażoną cykorię, pieczonego / grillowanego bakłażana, marchewki czy inne karczochy.
Po tym wszystkim przychodził czas na deser, czyli panna cotę, strudel jabłkowy ( w końcu to Tyrol), tiramisu, własnej roboty lody czy bezę nadziewaną lodami…