Mieliśmy rano pojechać autem na Kronplatz, ale nam się nie chciało. Wybraliśmy się na krótszą wycieczkę w kierunku passo Pordoi. Po drodze zostawiliśmy mamę pod wyciągiem Pecol, a sami pojechaliśmy na parking koło trasy Sellaronda. Chyba zaparkowaliśmy na ostatnim miejscu. Po założeniu nart okazało się, że syna karnet jest „kaput” i muszę wymienić go w kasie. Na górze nie było tłumów, szybko dostaliśmy się na Piz Sella, a stamtąd dojechaliśmy na Monte Pana. Tu nastąpił mały problem, bo pomyliłem trasę zjazdową z ulicą (na mapie) i do St. Christina musieliśmy zjechać kolejką. Dalej z buta musieliśmy się udać do kolejnej kolejki, co okazało się sporym wyzwaniem, bo droga wiodła w stylu via ferrata…
Zamiast kolejki okazało się, że pojedziemy czymś w rodzaju metra pod miastem. Docelowo dotarliśmy na Secede, gdzie rozpoczynała się La Longia – 10,5km zjazdu. Co ciekawe GPS zapisał mi tylko 7,2km zjazdu.
Następnie przenieśliśmy się do dolinki obok i wjechaliśmy na Dantercepies, gdzie młody nagrywał freeride między drzewami.
Do auta wróciliśmy trochę inaczej niż ostatnio i o 16:00 zakończyliśmy nasze nartowanie na tym wyjeździe. Co ciekawe pod domem byliśmy przed mamą…