Zaczęliśmy podobnie jak wczoraj i o 9:15 czekaliśmy na skibusa. Tym razem pojechaliśmy w drugą stronę, by było szybciej na Marmoladę. Wjazd na górę poszedł sprawnie, trochę postaliśmy do kolejki na Belvedere. Dalej aż do Pescoi wszystko było dobrze. Niestety tu okazało się, że w kierunku Marmolady jest dwuosobowe krzesło, a chętnych ponad 200 osób…
Żeby tego było mało, kolejna kanapa na passo Padon też była dwuosobowa… Zjazd do Malga Ciapela był długi i fajny. Niestety kolejka do kolejki na Marmoladę była długa i dodatkowo stało się w pełnym słońcu. Łącznie z wjazdem na dach Dolomitów (3270m n.p.m.) „straciliśmy” godzinę.
Niestety sam zjazd nas nie zachwycił: muldy, tłumy i dziwnie zmęczony Syn. 15 minut później byliśmy na dole w restauracji. Tu znowu „straciliśmy” godzinę.
Wracając, zjechaliśmy na chwilę do Arraby na czarne trasy, trochę się przy okazji pogubiliśmy w kolejkach, ale finalnie trafiliśmy, gdzie chcieliśmy. Dalszy powrót przebiegł w klimatach muld, tłumów na trasach i sporych korków pod kolejkami. Finalnie o 16:08 znowu byliśmy w skibusie do hotelu.
PS okazało się, że tutejsze słońce nieźle pali i wyglądamy jak…