Wstajemy o 8:00, do 9:00 jesteśmy po śniadaniu. Skibus miał być 9:25 ale miał 10 min. opóźnienia. Kolejką na Buffare ruszamy dopiero po 10, trochę ludzi jest przed bramkami, ale szybko poszło max 10min. Na początek wybieramy 5 km czerwona trasę do punku startu . Trasa super przygotowana, ludzi prawie wcale. Tym razem przy kolejce pustki. Trochę się kręcimy po okolicy szukając snowparku, ale go nie znajdujemy. Jest za to nowy rekord prędkości zjazdu u syna… prawie 100km/h. Im wyżej wjeżdżaliśmy tym krajobraz zmieniał się na księżycowy, trasy nadal super przygotowane mimo palącego słońca.
Po jakimś czasie zjechaliśmy w dolinę do Alby, by zmienić ośrodek na Belvedere. Tu już był snowparku, ludzi bo więcej, ale max 5min czekania.
Koło 13 znowu zmieniamy ośrodek i udajemy się do Val Gardeny. Niby trasy oznaczone, aplikacja w telefonie jest, ale trafić nie było łatwo. Po drodze spotkaliśmy płatna trasę (1EU) do giganta – oczywiście przejechana (25’34). Zrobiliśmy też sobie krótki postój na picie na 2222m n.p.m.
W Val Gardenie był snowpark, trasa giganta i cross line. Wszystko zaliczone oczywiście. Jako że dochodziła 15 to postanowiliśmy wracać.
Na parking w Canazei dotarliśmy o 16:00, 16:08 przyjechał skibus i zabrał nas do domu.
Dzień zamykamy 25 zjazdami i ponad 40km przejechanymi na nartach. Każdy z nas zaliczył kontakt ze śniegiem, o ile u Szymona było to podczas triku na snowparku, tak u mnie podczas ostatniego zjazdu nieszczęśliwie zderzyłem się z narciarką – w tym samym czasie oboje wpadliśmy w tą samą mulde (poza śniegiem za żółwiem bez strat). Jak się zbierałem wpadł na mnie jeszcze narciarz