Wstaliśmy przed 11, kropi, szybka decyzja jedziemy do Gdyni do muzeum marynarki wojennej. Przed zwiedzaniem jemy gotowe śniadanie i chwilę spacerujemy po promenadzie.
Muzeum nieduże ale ciekawe, w pakiecie można kupić bilet na ORP Błyskawica co czynimy. Na zwiedzanie statku musimy chwilę poczekać bo do 14 jest przerwa. Takie polskie zwyczaje 😉 wykorzystujemy ja na spacer po okolicy. Stragany z „pamiątkami” gofry i lody, nic więcej tu nie ma.
Zwiedzanie statku, oj nie tego się spodziewaliśmy. Skoro jest to najstarszy zachowany niszczyciel to liczyliśmy że poza zwiedzaniem pokładu będzie ciekawe zwiedzanie w środku (coś jak „ubot” z Hamburga). Niestety wyszliśmy rozczarowani, na początku jest muzealnie (z gablotami), potem pomieszczenie z dwoma kojami i maszynownia. Wszystko sterylne, czyste, wymalowane że aż oczy bolały no i te panele na podłodze zamiast pokładu. Porażka.
Wracając do auta, jemy pizzę po polsku i obserwujemy wojny o piwo bezalkoholowe – rozdawanie nowego smaku przez hostessy przed wejściem na plażę. „Gratulacje” dla działu PR Lecha, na pewno WOPR się ucieszy z dobrych wzorców.
Po powrocie wyruszamy na spacer po plaży do Sopotu. Tu znowu szokuje kult picia na plaży – piwo, małpki i inne % trunki przed wizytą w Bałtyku – Polak potrafi.
W Sopocie po zwiedzeniu mola (płatnego) w Żabce kupujemy sałatki, a na straganie piłkę do siatkówki plażowej – będzie się działo.
Wracając do domu (bardzo na około) urządzamy sobie dwie dłuższe gierki siatkówki.