Poranna pobudka zgodnie ze zwyczajem rozpoczęła się na mokro 🙂 Ostra bitwa trwała do śniadania. Po nim postanowiliśmy się przejechać po okolicy w poszukiwaniu śladów średniowiecza. Padło na Reszel.
Zamek o dziwo otwarty, bo jak się okazało, jest w nim obecnie hotel. Niestety przez to zwiedzanie prawie niemożliwe. Na szczęście posiadaliśmy własne oddziały i zrobiliśmy sobie inscenizację bitwy o zamek. Nawet smok był 🙂
Wracając przez Biskupiec i Sorkwity, mieliśmy okazję poznać cudowne mazurskie drogi, a mazda mogła w pełnej krasie pokazać, na czym polega niezależne zawieszenie tylnej osi… O drzewach rosnących bliżej drogi niż słupki kilometrażowe nie wspomnę. Podsumowując wycieczkę, Mrągowo to wielkie i rozwinięte miasto 🙂
Po południu w ramach walki z tabletem zorganizowaliśmy zabawę w chowanie szczurków po hotelu oraz kolejną bitwę śmingus-dungusową. Oczywiście bez trampoliny też się nie obeszło 🙂
Pod wieczór wybraliśmy się kolejny raz nad jezioro, gdzie głodomór połknął pomidorową, a my czerwone książęce.
Na zdjęciu powyżej widać przerwę w ogrodzeniu. Ledwo syna złapałem, jak się cofał robiąc zdjęcie…
Dzień zakończyliśmy, posilając się „zieleniną” we włoskiej restauracji na rynku.
PS
Te obecne antybiotyki nowej generacji: dwie dawki i syn jak nowonarodzony…