Dziś miało być burzowo, to wybraliśmy się do Wieliczki. Znowu były korki. Na szczęście na miejsce dotarliśmy na czas. Nie poszliśmy jak wszyscy na trasę turystyczną szybem Daniłowicza, tylko udaliśmy się do szybu Regis. Tu rozpoczęła się nasza przygoda. Na początek dostaliśmy przydziałowy kombinezon, potem lampę i pochłaniacz, zostaliśmy przeszkoleni z kopalnianego BHP, podpisaliśmy listę, że jedziemy w dół… i tyle nas było na powierzchni. Na dole zostaliśmy podzieleni na grupy robocze i rozpoczęliśmy zwiedzanie. Tata został cieślą, mama – krusznikiem, a syn – mapowym,oprowadzającym grupę. W grupie było nas około 15 osób, a to oznacza 15 włączonych lampek. Ta trasa nie jest oświetlona, nie ma klimatyzacji, nikogo nie interesowała wysokość chodnika. W trakcie wycieczki dokonywaliśmy pomiaru stężenia metanu, pletliśmy liny, pracowaliśmy jak cieśle, kruszyliśmy sól, pozbywaliśmy się wody z chodnika, wysadzaliśmy bloki soli, musieliśmy sami odnaleźć drogę do szybu. Na koniec każdy został mianowany na górnika. Po prawie 3h wróciliśmy na powierzchnię ziemi i pojechaliśmy na obiad. Droga 13 km przez Kraków w godzinach szczytu to 60 minut w aucie (dla porównania taki dystans w Warszawie robię w ok 30 minut).
Po południu z Szymonem zrobiliśmy sobie „aktywny” spacer po Plantach, zakończony wizytą w MC.