Po śniadanku ruszyliśmy na miasto zrobić małe zakupy i okazało się, że market w Harrachovie prowadzą jacyś „Chinole”. He he, co za świat.
Bieganie zaczęliśmy dziś dopiero o 12.20, co nie okazało się za szczęśliwe. Na początku było aż za przyjemnie, ale … zamknęli nam trasę, którą chcieliśmy iść. Na nieszczęście „objazd” prowadził przez schronisko, więc się nim udaliśmy. Cóż, ślad robiony ratrakiem kończył się jakieś 1500m od schroniska, ale nam to nie przeszkadzało, bo mieliśmy jak nieść narty.
Posileni zupą postanowiliśmy dokończyć trasę wg. pierwotnego planu… Niestety. Najpierw było podejście z buta, na którym pojawił się ślad robiony skuterem i psie zaprzęgi. Gdy wreszcie dało się iść na nartach, to okazało się, że jesteśmy w mega zupie (mgle), ale wtedy było jeszcze jasno. Dopiero w kopalni kwarcu okazało się, że ta zupa + ciemność uniemożliwiają nam bezpieczny zjazd w dół. No i musieliśmy ruszyć z buta 🙁 Po jakimś czasie zaczęli mijać nas ufocy (narciarze z czołówkami). Trochę to jeszcze trwało, zanim postanowiliśmy wziąć z nich przykład. Jak na złość, w czeluściach plecaka zagubiłem latarkę (bo że była tam, okazało się w domu). Na szczęście pod ręką znalazła się komórka (SE 550i), a wbudowana w nią latarka jest naprawdę mocarna! Od tego momentu droga do domu stała się prostsza i dużo jaśniejsza :).
Do auta dotarliśmy chwilę po 18.00 i już po 4km byliśmy w ciepłym domku.
Wieczorem jak zwykle napadliśmy knajpę (pełna ludzi). Teraz wypoczywamy do góry Szymusiem.
PS
temp w ciągu dnia wynosiła -7C, a dystans pokonany przez nas dziś to ok. 20km.