Na koniec Tata wymyślił, że mogę się trochę przejść, a trochę przejechać. Przyniósł ofertę wycieczki Lift & walk. Wyjątkowo był to dzień kolejkowo-chodzony, nie ruszałam już nart.
Zmodyfikowałam tylko ofertę do swoich potrzeb i zrobiłam dwie wycieczki w jeden dzień. Jedna wycieczka zakładała wjazd na Taras Dolomitów, z których widać całą panoramę tutejszych gór. Brzmiało kusząco, bo znaleźć się nagle na prawie 3000m i popatrzeć na te doliny z góry, wydawało się bardzo obiecujące.
Druga wycieczka zakładała skorzystanie z 3 różnych kolejek, ale na trasie też był przewidziany punkt widokowy – Col de Rossi – na wysokości 2380 m.
Pan w kasie długo nie mógł zrozumieć, że biorę obie trasy jednego dnia i w dodatku zamierzam wrócić pieszo do położonej nie za blisko innej miejscowości, w której chwilowo mieszkamy.
Pewnym utrudnieniem był fakt, że na Taras dojeżdża się również busikiem, który wjeżdża na Passi Pordoi tylko raz dziennie o 11.00, a odbiera z góry klientów dopiero o 14.00. Zastanawiałam się, co będę przez ten czas robić. Rozwiązanie przyszło samo – zeszłam z góry, nie czekając na busik. Było to niespełna 5 km.
Potem załadowałam się do kolejki Col de Rossi i już po 10 minutach mogłam podziwiać kolejny punkt widokowy. Następnie czekał mnie zjazd ostatnią tego dnia kolejką. Z Alba do Canazei wyszło równych 10 km pieszego łazęgowania do naszego Mazzina.
Sam pobyt na Tarasie Dolomitów ciekawy. Była bardzo zmienna pogoda i silny wiatr. Zdecydowanie trudno było zrobić sweet focię w takich warunkach…