Pierwszy raz na dłużej niż 15min mieliśmy słońce na wyjeździe !! Znowu pojechaliśmy autem do Szpinderowego Młyna, tym razem obyło się bez przygód. Mimo wszystko na stoku byliśmy tylko pół godziny wcześniej niż wczoraj. Dziś było więcej ludzi i inne warunki niż wczoraj. Nowe (pożyczone) narty okazały się gorsze w zjeździe, ale lepsze w jeździe freeride zatem dziś było wolniej 😉 Po południu przyszły chmury i jeszcze większe tłumy ludzi, staliśmy do wyciągu 5min!! Po 15 spotkaliśmy się z mamą w knajpie przy górnej stacji wyciągu na pasienie, potem mama zjechała kanapą w dół, Szymon pognał za nią a ja zjechałem po auto. Wszyscy ponowie spotkaliśmy się w Szpinderowym Młynie.
Wracając odebraliśmy narty z serwisu (mają nowe wiązania) i kupiłem sobie nowe kijki – bo podczas ostatniego zsiadania z kanapy, jeden kijek mi się zaklinował w kanapie i finalnie ściąłem z nóg połowę załogi kanapy. Na szczęście cios wyprowadzony przez kanapę został zamortyzowany przez żółwia 😉
Do hotelu dotarliśmy przed obiadokolacją dzięki czemu jedliśmy pyszną zupę grzybową i spaghetti a wszystko popijaliśmy piwem.