Dziwny to wyjazd, Szymon chodzi spać o 21.00, wstaje około 10.00.Niestety miejscowe łóżka są dla nas za miękkie, więc o wysypianiu się nie ma mowy :/
Dziś na śniadaniu mieliśmy osobistego kelnera – wstaliśmy pękaci od stołu po jego karmieniu. Wszystko co było nam znosił. Niestety podczas dostawy parówek dla taty miał wypadek i cały transport znalazł się na podłodze (dowiedziałem się o tym po ich zjedzeniu).
Po śniadaniu wybraliśmy się na rowerowy spacer na plac zabaw. Tu Szymon przepędził tatę po linach, a że Tarzan ze mnie kiepski, to potem trochę dochodziłem do siebie. Po powrocie syna zmogło, ale hasło „basen” ożywiło go. Dziś główną atrakcją była „kula wodna”. Chyba się podobało, bo banan był na twarzy. Jeszcze tylko podtapianie rodziców na zewnętrznym basenie i można było wracać do pokoju. Szymon już prawie zasypiał… ale nie, i tak ze 2h zeszły na nicnierobieniu.. W tym czasie tata pojechał po zamówioną pizzę , ale za to potem mógł pobiegać wzdłuż jeziora. Dopiero po południu syn odzyskał siły i wyszedł się bawić na pl. zabaw.
Obiadokolajca jak zwykle była we włoskiej knajpie, gdzie syn kontynuował fotosesję Pipy. Po drodze do miasta udało się nam uchwycić zachód słońca 🙂
PS
Chyba idzie ku dobremu, dziś dopiero o 23.00 padł spać, no ale skoro sam zjadł prawie całą porcję spaghetti dla dorosłego, to…