Westerplatte

Dziś syn już o 4:00 głodował, więc obudził nas o 6:00, ranny ptaszek jeden. Zebraliśmy się szybko, bo nawet słońce świeciło, i już przed 10:00 byliśmy w drodze na Westerplatte. Niestety plan przepłynięcia portu promem się nie udał, więc musieliśmy się przebijać przez miasto. No ale dzięki temu zobaczyliśmy budowę „Baltic Arena”.

Westerplatte – cóż, nie jest przewidziane dla dzieci w wózkach. No ale wiadomo, w jakim kraju żyjemy, niestety. Syn odżył okropnie po ostatnich spokojnych dniach i szalał – po schodach, po ścieżkach, po parku, aż w końcu wpadł na pomysł wrzucenia wszystkich kamieni w zasięgu wzroku do wózka. Załadowani towarem po brzegi (wózka), postanowiliśmy jeszcze coś zjeść przed odjazdem i… w momencie, gdy my zapychaliśmy się goframi, Szymon rozładował część kamieni pod stół.
Dalej w planie miało być zwiedzanie twierdzy Wisłoujście, lecz nas do niej nie wpuszczono – niby jest czynna tylko dla grup, choć w żadnych przewodnikach o tym nie pisali .
Wracając,zrobiliśmy jeszcze zakupy – synek pożarł na poczekaniu olbrzymi słoik rosołku i zagryzł go bułą. Posilony padł nawet spać na ok. 15 min.
Po południu zamiast basenu był spacer i obiad rodziców w stołówce emeryckiego „hotelu” obok. Po obiadku zaczęły się harce na plaży – paniczowi nie przeszkadzał nawet zimny wiatr od morza…