Śniadanie w porównaniu do obiadokolacji było skromne, pociąg mieliśmy o 9:50, 18 minut później byliśmy już na zintegrowanej z dworcem kolejowym stacji narciarskiej. Tu staliśmy chwilę w kolejce (pociąg na raz przewozi sporo narciarzy). Mimo wszystko od wyjścia z pociągu do wejścia do gondoli zajęło nam to 20 min. a jeszcze trzeba było ogarnąć się z nartami.
Pierwszy zjazd był koszmarem, narty nie jechały, nogi nie chciały współpracować, budy wydawały się być za małe. Na szczęście po kolejnym zjeździe było już lepiej.
Trasy widokowo super, przygotowane świetnie, kolejek do wyciągów brak. Kolejny ośrodek w Dolomitach a standard pozostaje niezmienny 🙂
Po dotarciu na Croda Rossa pojechaliśmy wąską trasą poprowadzona przez las, było to 5km ciekawego doświadczenia zakończonego ruchomym chodnikiem w środku lasu. Dalej okazało się że aby powrócić do ośrodka trzeba poczekać 20 min. na autobus lub skorzystać z podobnej trasy, niestety ta nie była tak przygotowaną jak poprzednia. Tu było więcej narciarstwa biegowego i freeride. Przejazdy po drewnianych mostkach, podjazdy. Do trasy zjazdowych dojechaliśmy wycieńczeni.
Po przerwie na pasty (carbonara i bolognese) udaliśmy się na polecaną czarną trasę Holzriese która jest najstromszą ratrakowaną trasą we Włoszech a jej nachylenie osiąga 71% przejechanie jej było zaskakująco proste.
Do miejsca startu wróciliśmy o 16:10, niestety pociąg mieliśmy dopiero o 16:50.
Cały obiad zniknął z talerzy w oka mgnieniu, dla syna i tak to było za mało. Dobrze że pizzeria pod hotelem jest czynna do 23:00…
Dodaj komentarz