Ostatni długi dzień…

Udało nam się wstać rano i nawet sprawnie wyjechać w kierunku na „Horni Miseczki”. Pośpiech był wskazany, bo chcieliśmy załapać się na górny parking (zawsze 4km chodzenia mniej). Po drodze odkryliśmy, że znaki pozwalają na jazdę z łańcuchami, więc w powrotnej drodze to przetestowaliśmy.

Parking górny ledwo zdobyty, ale jednak nasz. Niby wyjechaliśmy wcześniej, a byliśmy na miejscu tylko 7 minut wcześniej niż rok temu :). Pogoda super, piękne słońce, wydawało się, że ciepło, bo w słońcu około 0C. Na początku powoli i ostrożnie pokonywaliśmy trasę, bo te chyba do łatwych nie należą (ale za to widoki są super.) W planie mieliśmy „turystyczny okruh”, który miał mieć 15km, ale jeszcze nie będąc w połowie, mieliśmy już na liczniku 7,5km, więc postanowiliśmy wracać po własnych śladach. Po południu zrobiło się dużo chłodniej (choć temperatura na parkingu była niby tylko -5C). Całe żarełko, które mieliśmy ze sobą, zniknęło w naszych brzuchach. Robiło się coraz ciemniej, ale do auta dotarliśmy o czasie cali i zdrowi. Trzeba było tylko założyć łańcuchy na koła (na równym parkingu w pracy było dużo łatwiej) i w drogę. To jest to, wreszcie auto normalnie reagowało na gaz i hamulec, a i prowadzenie na zakrętach było łatwiejsze przy większych prędkościach. Niestety nie ma róży bez kolców – auto z łańcuchami hałasuje i trzęsie. 🙂 Po jakichś 20km wreszcie trafiliśmy na drogę, gdzie można było je zdjąć i po chwili byliśmy już w domu.
Na kolację wybraliśmy włoską knajpę, gdzie objedliśmy się jak spaślaczki 🙂 Oczywiście głównie kluchami ;-)) Wydaliśmy jak na taki ogrom jedzenia mało (tylko 750Kc). Teraz siedzimy w domu i czekamy do północy – może jakoś dotrwamy…

dzien07