Dzisiaj na 12.00 pojechaliśmy do MPW. Jak zwykle nie było gdzie zaparkować, dlatego tata wyrzucił nas z auta blisko muzeum, a sam pojechał szukać miejsca. Po wejściu na dziedziniec okazało się, że w niedzielę jest bezpłatne zwiedzanie, co nieco tłumaczyło spotkane przez nas tłumy, ale jednocześnie zapowiadało, że za łatwo nie będzie . Zaczęliśmy od 12.00 w sali Małego Powstańca, gdzie odbyły się zajęcia dla dzieci w wieku od lat 6. Tym razem była to godzinna lekcja muzealna dla najmłodszych – „Co to jest Muzeum Powstania Warszawskiego”. Szymon pozwiedzał salę – znajdowały się tam zabawki i książki z okresu powstania oraz makiety pojazdów i zniszczonej Warszawy. Po tym wprowadzeniu ruszyliśmy na zwiedzanie właściwe. Szymon oglądał z tatą Liberatora, broń powstańczą, ale chyba największą frajdę miał z przejścia kanałami powstańczymi. Potem zgłodniał już tak, że musieliśmy go ratować bufetowym koktajlem malinowym. Dzięki temu dał się namówić na blisko półgodzinne stanie w kolejce do sali, w której wyświetlano film” Miasto ruin”. Po filmie odwiedziliśmy sklepik, w którym zaopatrzyliśmy się w książeczkę na temat powstania warszawskiego. A na koniec rozwiązaliśmy krzyżówkę i dostaliśmy płytę z pocztówkami dźwiękowymi.
Dodane przez tatę marudę:
Parkingu jak nie było tak nie ma , ale nie przeszkadza to autokarom parkować jak popadnie (SM brak). Lekcja muzealna, cóż … W muzeum nowoczesny sprzęt jest, ale zajęcia prowadzi się dalej na kartkach i tablicy, zero nowoczesności. Niestety trafiło nam się zwiedzanie za free, co oznacza, że wchodzi tylu ludzi, ilu chce. A że potem jeden na drugim zwiedza, nikogo nie interesuje. Muzeum reklamuje się jako nowoczesne, multi-kulti, itp. Niestety nadal mamy gabloty, wszystko stoi za szkłem, a zwiedzanie funkcjonuje na zasadzie czytaj sobie sam i idź do domu. Szczytem geniuszu jest 6-minutowy film z przelotu nad zniszczonym miastem bez żadnego opisu, komentarza itp. Przecież wiadomo, że każdy nastolatek zna topografię zniszczonej w 1945r. Warszawy. Jedyny pozytyw to namiastka kanału, ale z rzeczywistością nie ma on zbyt wiele wspólnego.