Dziś klasycznie jak to mamy na rowerowych wyjazdach podzieliliśmy się na grupy. Sekcja górska poszła na Klimczoka, sekcja rowerowa pojechała na trasy enduro.
Sekcja rowerowa:
Dziś postawiliśmy na jakość, a nie ilość. Zjazdów było mniej, nagrań więcej. Dodatkowo często robiliśmy przerwy na picie, bo pogoda nie odpuszczała nawet na wysokości 1000m npm. Wybraliśmy się nawet na drugi single track – Otik, który na szczęście był łatwiejszy od Zbója mimo że był dwa razy dłuższy (dobra sama końcówka po rozjeździe na Otesanek robiła wrażenie).
Sekcja górska:
Po czterech dniach rowerowania i coraz boleśniejszych odcisków na dłoniach przyszedł czas na pieszą wycieczkę. Wybrałam się na Klimczok. Pogoda niestety była iście plażowa, podchodząca pod 30 stopni . Taka wycieczka to ponad 5,5 godziny ciągłego ruchu, 18 km, czyli jakieś 27000 kroków, ponad 230 schodów do góry i ponad 300 aktywnych minut. Kosztowała mnie również 1500 spalonych kcal i wymagała wypicia ponad 3 litrów płynów. Ale bilans i tak jest na plus.
Wieczorem po pysznym obiedzie znowu razem udaliśmy się na miasto, cóż tłumów tu nie ma. Mieliśmy też chwilę grozy gdy Szymon uderzył w znak powieszony ok 180cm nad ziemią w skrajni chodnika. Na szczęście jechał wolno i był w kasku.