Nocą padało, rano jest ładnie, lecz chłodno, ale nam to nie przeszkadza, już przed 11 jedziemy zdobyć przełęcz Czervenohorską. Niby tylko 8km ostrego podjazdu, ale jest to nasza pierwsza w tym roku przełęcz :) Po 2 godz spokojnej jazdy docieramy na szczyt. Zmęczenia brak, zimno jest, więc długo tu nie zabawiamy, jazda w dół wymaga grzania rąk, bo zimno.
Zjechaliśmy z 1014m znowu na 600m, by teraz wejechać na 1345m.... Niestety pogodzie się odwidziało i postanowiła potestować nasze goretexy i skarpety SealSkinz. Deszcz daje ostro czadu, więc postanawiamy go przeczekać w napotkanej 'szopie - paśniku' (trochę tłoczno w środku było). Jak już deszcz trochę zmalał, to pojechaliśmy dalej pchać się z mozołem w górę. Nie powiem, widoki przednie, im wyżej, tym więcej zimy, asfalt coraz bardziej biały. :) Szczyt wydawał się tak blisko, ale dopiero o 16:20 spoglądamy na górny zbiornik elektrowni. Niestety pogoda nie daje za wygraną i juz szykuje nową porcję testów goretexu.
Zjazd był długi (czasowo), szybki (prędkościowo), zimny (pogodowo). Już na początku minęliśmy zaspę ponad metrowego śniegu, potem trochę moczyło, ale było też kilkaset metrów podjazdu na rozgrzanie. Dalej aż do Loucnej było bez większych niespodzianek. Jedyne, co utkwiło w pamięci, to ciągłe ruszanie palcami u rąk, by choć trochę je rozgrzać.
Na kempingu szybki obiad, kąpiel w ciepłej wodzie, czeskie piwo i sen...