Ranek znowu wita nas chłodem 4C , ale i słońcem. Dziś będzie pętla asfaltem z dwoma przełęczami. Na początek rozgrzewka 10 km lekko do góry, następnie atakujemy podjazd 6 km, gdzie wznosimy się o 300m i już pierwsza przełęcz zdobyta (po 2 godz. od startu). Teraz miał być przyjemny zjazd, ale było 6 km jazdy w lodówce. Co chwila stawaliśmy i grzaliśmy się w słońcu, bo tak było zimno - jakiś dziwny wiatr wiał. Po zjechaniu napadamy w Velkich Karlovicach na bar i pijemy gorącą czekoladę, by trochę się rozgrzać. Dalej znowu (8 km) było lekko pod górkę w kierunku drugiej przełęczy. Gdzieś w okolicach Leskove natrafiliśmy na czynny wyciąg + 5 maniaków DH i chwilę popatrzyliśmy, jak to się robi :). Gdybyśmy wczoraj mieli ich sprzęt + ochraniacze + umiejętności, to z Radhosta byśmy w 20 min. zjechali.
Dalej był szok, bo znowu natrafiliśmy na ścieżkę rowerową na dodatek z asfaltu, która wiła się przez dobre kilka km wzdłuż górskiej drogi. Sam podjazd pod przełęcz był łatwy lub też zaczynamy mieć wprawę + kondycję na takie 'zabawy'. Po chwilowej wizycie u Słowaków wracamy do Czech i zaczynamy 20 km zjazd. Tym razem nie było tak zimno, więc można by sobie poszaleć. Niestety powyżej 50km/h klockowe opony nie zachowują się zbyt stabilnie na asfalcie, a na dodatek częste i silne podmuchy z doliny potrafiły skutecznie wyhamować rower. No ale nie ma co narzekać, w końcu w Warszawie nie można nawet liczyć na 1 km takiego zjazdu. Wieczorkiem jak zwykle piwo i kluchy :)