Wstajemy po 8 i od rana wita nas gorąc, więc już po 10.00 jedziemy w górę doliny. Mimo braku papierowej mapy dajemy sobie jakoś radę, niestety jak to zawsze bywa w pewnym momencie gubimy szlak rowerowy i ładujemy się na pieszy. Cóż, pchanie roweru nie jest miłe, ale na szczęście szybko się kończy. Jadąc grzbietem spotykamy szlaki tylko dla rowerów!! Dalej nasza droga to 20 km superzjazdu, nasze tarcze grzeją się aż …. (nie radzę polewać tarczy słodką wodą) wyją jak osioł. Teraz jeszcze 30 km po czeskich 'równościach' i będziemy w domu. Tu po szybkiej kąpieli w zimnej wodzie znowu jedziemy na smażony ser i idziemy spać.