Dzień trzeci – Graz

Nocleg : Camping Central Graz


 

Mieliśmy się wyspać, ale synek o 8.20 rozpoczyna poszukiwania kart z piłkarzami (dostaje jedno opakowanie co rano). Dzięki temu już o 10.00 wyjeżdżamy na zwiedzanie Grazu. Pogoda letnia, choć duszna (ma padać po południu). Po zatankowaniu taniego paliwa (5,32zł/litr) i wizycie w sklepie Muller z Playmobil (zakupy rycerzy z kopiami, niedostępnymi w Polsce), zaparkowaliśmy na P4 (parking z 6 podziemnymi kondygnacjami) i udaliśmy się na zwiedzanie.

Pierwsze, co przykuwa naszą uwagę, to zamkowa góra Schlossberg. Decydujemy się na wjazd wykutym podczas wojny szybem (ponoć korytarze mają 6km długości), choć innym wariantem była wspinaczka po kamiennych schodach, zbudowanych przez więźniów podczas I wojny światowej (oryginalnie było ich ponoć 260). Na górze czeka nas niewiarygodna liczba miejsc widokowych i możliwości podziwiania z różnych stron panoramy miasta. Oglądamy też z bliska fortyfikację wpisaną do Księgi Rekordów Guinessa jako najtrudniejszą do zdobycia twierdzę w historii. Podobno nawet sam Napoleon nie mógł podbić Grazu. Miasto skapitulowało dopiero wtedy gdy zagroził, że doszczętnie zniszczy Wiedeń.

W przerwach w zwiedzaniu syn przeprowadza na ławeczkach walki rycerskie. Po setkach zdjęć i zakupie pamiątek udajemy się do tramwaju, który zjeżdża po torowisku o nachyleniu 61%.

Przechodząc przez rzekę, wybieramy most, który powstał w 2003 roku, z okazji okrzyknięcia Grazu ?stolicą europejskiej kultury?. Murinsel (Island in the Mur) został zaprojektowany przez awangardowego artystę. W zamyśle autora miał przypominać muszelkę, choć tacie bardziej kojarzył się ze statkiem. Ku uciesze synka znajdujemy tam restaurację ze zjeżdżalnią i linowym placem zabaw dla dzieci.

Potem udaje nam się zjeść pizzę na śniadanie (bo od rana nic nie jedliśmy). Przypadkowo odkrywamy, że w tym mieście jest wielka zbrojownia. Poszukując jej, przemykamy obok dziurkowanego ?delfina? – nowoczesnej galerii sztuki – i oglądamy zabytkową starówkę. Wkrótce jesteśmy na miejscu. Po wydaniu 16EU zwiedzamy największą na świecie zbrojownię z 30 000 sztuk broni, robiącą wrażenie ilością i różnorodnością zgromadzonych przedmiotów. Szkoda tylko że zabrakło konia w zbroi bojowej, prawdopodobnie pojechał do konserwacji lub w inne miejsce. Przy wyjściu jest też sklepik i tam można uzbroić małego rycerza? O 20EU lżejsi idziemy dalej. Po drodze udaje nam się kupić coś do picia i karty z piłkarzami w Sparze. Odpoczywamy na placu zabaw i wrzucamy gumowe kaczki do fontanny. Jest to najbardziej wciągająca rozrywka zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych w tym miejscu. Nasze kaczki to w większości niedoloty. Szkoda że nie ma czegoś podobnego w W-wie.

Potem udajemy się na poszukiwanie figurki rycerza wystającego z ulicy. Czytaliśmy o nim w przewodniku i postawiliśmy sobie za punkt honoru odnalezienie go. Szukamy go i szukamy, gubimy się , po drodze oglądamy turniej siatkonogi. W końcu namierzamy zgubę – rycerz wystaje, ale ze ściany pod dachem. Zmęczeni udajemy się w kierunku auta. Na głównym placu pod fontanną łapiemy internet i chwilę tam siedzimy. Po chwili żona zauważa na ulicy zielony papierek i pyta się nas, czy to aby na pewno 100EU. Cofamy się, zabieramy i mamy 100EU. Znalezione nie kradzione, jak mówią. Widać strata 50zł przez żonę w maju nadrobiona 😀 .

Radośni udajemy się do sklepu. Synek już wcześniej planuje, na co wyda znalezioną stówę. Sklep nieolbrzymi, tylko 5 pięter w górę, a przecież stoi na 6-piętrowym parkingu? Chyba z godzinę tam jesteśmy. Wyprzedaże się Szymonowi opłaciły ? 37EU extra wydane, Żona ? 5EU, Mąż nic :P.

Pozostaje już tylko zapłacić za parking. No i mamy problem. Miało być 0,9EU /h a chcą od nas ponad 20EU!! Dobra, wyjaśniło się. Zakupy w sklepie upoważniają do zniżki, a jakbyśmy zaparkowali niżej, to byłoby jeszcze taniej? A tak płacimy 13EU. No nie jest to najtańsze parkowanie.

Wracamy w deszczu. Zahaczamy jeszcze o Lidla, gdzie kupujemy znajome jadalne pieczywo. Cóż, pod tym względem Austria jest trochę jak Szwajcaria w 2007 – dobre pieczywo tam chyba nie istnieje.

Na kempingu odchodzi wielkie budowanie nowego Lego ? karawanu z wampirem. Trwają też testy nowych plażowych zabawek. Ja wykorzystuję padający deszcz i myję przyczepę z zielonego porostu.

Wieczorem zamiast obiadu na mieście gotujemy spaghetti. No cóż, żegnaj kebabie, witaj makaronie. Przynajmniej się najemy wszyscy.

Teraz czas ogarnąć przyczepę i spać, bo jutro rano wyjazd do Włoch.

 


 

Następny dzień

Loading